Sam pobyt w więzieniu nie był najbardziej traumatycznym przeżyciem. Można nawet powiedzieć, że dla mnie, jako dokumentalisty, było to ciekawe doświadczenie. Te pięć dni przebiegło dość intensywnie. Najstraszniejsze chwile przeżyłem pomiędzy zatrzymaniem, pobytem na posterunku milicji a momentem, gdy dotarliśmy do Żodzina.
Nie potrafię określić konkretnie, co dokładnie wywarło na mnie takie wrażenie – pamiętam to wszystko jak przez mgłę. To jak przejażdżka na kolejce górskiej, ledwo zdążyłeś otworzyć usta, a już jest po wszystkim, schodzisz i możesz odetchnąć z ulgą, „Uff, to już koniec". Pozostaje tylko to dziwne uczucie, jak gdyby coś ścisnęło cię za żołądek – właśnie to czuję teraz. Reszta wspomnień to dla mnie niewyraźne przebłyski. Rzecz w tym, że to, co tam zobaczyłem, a właściwie to, jak okrutnie człowiek może obchodzić się z innym człowiekiem, tak bardzo nie mieści mi się w głowie, że odbieram te wydarzenia jakby to był film ze mną w roli głównej. Trudno jest uwierzyć, że to właśnie jest nowa rzeczywistość. Że to jest coś, czego nawet w najczarniejszych myślach nie można było sobie wcześniej wyobrazić. Coś, czego nikt nie spodziewał się zobaczyć na własne oczy.
Czyta się o Holokauście i wojnach, jakby to była abstrakcja, wydaje się, że włącza się wtedy empatia i logiczne myślenie. Ale kiedy to rzeczywiście przytrafia się człowiekowi, pojawiają się zupełnie inne odczucia. Największego szoku nie wywołuje to, jak ludzie traktują innych, ale fakt, że coś takiego w ogóle ma miejsce. Podświadomie chce się wymazać te informacje z pamięci, mózg nie pozwala postrzegać ich jako rzeczywistych wydarzeń.