Rewolucja jest kobietą
Żeńskie oblicze białoruskiego protestu
Rewolucja jest kobietą
Żeńskie oblicze białoruskiego protestu
Protesty na Białorusi rozpoczęły się wieczorem 9 sierpnia 2020 roku niemal natychmiast po zamknięciu lokali wyborczych. Razem z mężczyznami na ulice wyszły setki pięknych, odważnych kobiet. Mówiły o tym, że wybory prezydenckie zostały sfałszowane, a ich głosy skradziono. Wiele z nich za to pobito, okaleczono i upokorzono w milicyjnych więźniarkach, aresztach i więzieniach. To jednak nie odstraszyło Białorusinek, a wręcz przeciwnie – rozgniewało je i zmotywowało do walki o swoje ideały i przekonania. Już 12 sierpnia z kwiatami w rękach stanęły na ulicach, tworząc kobiece łańcuchy solidarności, by chronić swoje dzieci, mężów i chłopaków, ojców i braci, przyjaciół i siebie samych.
Mamy już dość! Jest nas wiele i to jest nasz kraj.
Nie da się wszystkich zamknąć w więzieniu!
Mamy już dość! Jest nas wiele i to jest nasz kraj.
Nie da się wszystkich zamknąć w więzieniu!
Takie hasła słychać było od kobiet na wiecach i demonstracjach. Nigdy wcześniej w akcjach protestu nie brało udziału aż tylu Białorusinów, a tym bardziej Białorusinek. Ale wydarzenia z 9-11 sierpnia 2020 roku zjednoczyły ich i zainspirowały do wspólnej walki o swój kraj, o swoją rodzinę. To wyjątkowy w historii narodu moment, którego świadkiem była fotografka dokumentalna Julia Szabłowska.

Przez wiele lat białoruskie kobiety po cichu wykonywały swoją „kobiecą pracę": zajmowały się domem i dziećmi, były cudownymi przyjaciółkami, żonami i matkami. Jednak w sierpniu 2020 roku zasady gry się zmieniły. Każda zyskała szansę, by wyrazić swoje unikalne poglądy. Razem mówią głośno i wyraźnie.
Łukaszenka dołożył wszelkich starań, aby Białorusinki ukształtowały własną formę protestu. Od wielu lat rzucał seksistowskie uwagi i nie okazywał nam żadnego szacunku... Było oczywiste, że prędzej czy później kobiety powiedzą „dosyć". Ale nawet teraz, gdy na ulicach są już tysiące z nas, on nadal dolewa oliwy do ognia swoimi komentarzami i tym samym zmusza je do tego, by wychodziły na ulice zostawiając rodzinę i pracę. Więc to obecnej władzy należy podziękować za protesty kobiet.

Nie boisz się wychodzić?

Boję się. Ale do działania napędza mnie jeszcze większy strach: wiem, że reżim Łukaszenki nigdy nie będzie taki jak wcześniej. Już teraz nie jest dobrze, a będzie tylko gorzej. Dlatego o wiele bardziej boję się żyć w państwie z takim przywódcą i politycznym niedopasowaniem, niż przesiedzieć 15 dni w areszcie czy dostać kilka razy milicyjną pałką.
Kiedy funkcjonariusze OMON-u otoczyli kobiety w pobliżu bazaru Kamarouka, stałam w głębi łańcucha i zastanawiałam się, co będzie dalej. Wcześniej mundurowi przecież nie zbliżali się do dziewczyn, a w tamtym momencie stało się jasne, że będą nas łapać. Stałam tam i myślałam: trzeba było założyć wygodniejszą bieliznę, uprzedzić mamę, napisać, że nie zjawię się w pracy...

Teraz zakładasz wygodne ciuchy?

Tak! Zaczęłam nosić stanik bez fiszbin, zawsze noszę bieliznę termiczną, ciepłe skarpetki, biorę jeszcze jeden komplet ze sobą. Kupiłam nowy telefon, żeby mieć go przy sobie podczas protestów. Nie ma tam moich prywatnych wiadomości ani niczego, co jest związane z pracą. Dlatego nie boję się, że się zepsuje, albo że go stracę. Zawsze biorę ze sobą jeszcze podpaski, jakąś przekąskę i wodę. To wszystko, niczego więcej nie potrzebuję.

Najgorsze piekło było na początku. 9 sierpnia, trzy metry ode mnie, wybuchł granat hukowy, a 10 sierpnia trafiłam na barykady pod centrum handlowym Ryga. Pojechaliśmy samochodem do miasta, ale nie było internetu, nie wiedzieliśmy, co tam się dzieje. Przez jakiś czas był spokój, poczucie solidarności w tamtym momencie było nie do opisania, ale stróże prawa zaczęli rozpylać gaz łzawiący, znowu poleciały granaty. Razem z moimi przyjaciółkami i tatą wsiedliśmy do samochodu, zjechaliśmy na parking, stanęliśmy i czekaliśmy. Kiedy dym zniknął, zobaczyliśmy, że biegnie na nas grupa ludzi w czerni, jakieś 50 osób. Tata szybko wycofał, po drodze przebiliśmy się przez jakieś barykady, minęliśmy sprzęt wojskowy... A kiedy wydawało się, że jest po wszystkim, na ubraniu taty zobaczyliśmy czerwoną kropkę. Moje serce prawie stanęło. Celują do nas? Okazało się, że to zwykły laser, którego używali do sprawdzenia samochodów. Znów nam się udało, ale bardzo się wystraszyliśmy.

Boisz się zatrzymania?

Bardzo.

A czego dokładnie się boisz?

Boję się, że zamkną mnie na kilka dni. Boję się dostać pałką w plecy albo w głowę. I nie chcę też słyszeć ich rozmów. Boję się wyobrazić sobie, co naprawdę dzieje się w ich głowach.
Nie dziwi mnie, że na Białorusi kobiety przejęły inicjatywę. Nie rozumiem, dlaczego nie zrobili tego mężczyźni. Jak oni mogą tolerować to, co się dzieje? Ludzie są pozbawiani swoich praw, a kobiety są bite i gwałcone nie przez seryjnych morderców, maniaków, ale przez stróżów prawa! Dlatego protest przeciwko tej przemocy i bezprawiu jest normalnym obywatelskim stanowiskiem każdej osoby. Nie ma znaczenia, czy jesteś kobietą, czy mężczyzną. Ale kobiet i dziewcząt, które nie boją się, z jakiegoś powodu, na Białorusi jest teraz więcej.

Na przykład ja. Nie mam jeszcze rodziny ani dzieci. Ale już myślę w pierwszej kolejności nie o sobie, a przede wszystkim o moich przyszłych dzieciach. Wydaje mi się, że dla wielu właśnie to jest motywacją do wyjścia na ulice. Chcę mieszkać we własnym kraju i chcę, aby moje dziecko było tutaj bezpieczne, szczęśliwe i wiedziało, czym są prawa człowieka, a nie żyło w ciągłym strachu.
Jestem dość tchórzliwa, zawsze staram się unikać spotkań z organami ścigania. Ale kiedy po raz pierwszy rozpoczął się ruch strajkowy w fabrykach, od razu pojechałam z przyjaciółką wesprzeć pracowników Mińskiej Fabryki Samochodów. Wysiadłyśmy z metra i od razu natknęłyśmy się na OMON-owców. Pierwsza myśl: odwrócić się i uciec, zamknąć się w domu i już tam zostać.

Po raz pierwszy widziałam ich z tak bliska. Teraz, po pewnym czasie, zaczęłam patrzeć na uzbrojonych mężczyzn w czarnych hełmach jak na bezduszne lalki. Nie, nie przestałem bać się mundurowych. Mój mózg nie chce inaczej przyjmować do wiadomości tych wszystkich okropnych rzeczy, które robią. Jest mi z tym jakoś lżej. Teraz, gdy widzę ich na marszach, staram się nie wykonywać gwałtownych ruchów, nie denerwować ich. Tak trzeba postępować z dzikimi lub agresywnymi zwierzętami.

Moja osobista walka zaczęła się już 4 sierpnia, kiedy zgłosiłam się jako niezależny obserwator na wyborach. Wydarzenia z 9 sierpnia po prostu rozpaliły wszystkie nagromadzone emocje do czerwoności.

Wieczorem pod lokalem wyborczym zaczęli się zbierać sąsiedzi. Ktoś przyszedł w dresie i kapciach, nie spodziewając się, że rewolucja rozpocznie się za kilka godzin, że przyjedzie OMON i będą dokręcać śrubę".

Tak więc siedzieliśmy pod szkołą, czekaliśmy na wyniki. Mieliśmy nadzieję, że po wszystkim nas wypuszczą. Zrobiło się ciemno. A potem mój mąż zaczyna chodzić między ludźmi i mówić, że powinniśmy się rozejść. Nie wiedziałam, co się dzieje. Czarne postacie zaczęły wychodzić z ciemności i ruszyły na nas. Szli, jakby mieli nas pozabijać. Było tam pięć obserwatorek. Szybko i zupełnie instynktownie ustawiłyśmy się w łańcuch przy drzwiach szkoły i zaczęłyśmy krzyczeć: „Jesteśmy niezależnymi obserwatorami! Nigdzie się nie wybieramy! Mamy do tego prawo!". Nie bili nas, wyrażali się bardzo nieuprzejmie, stali nad nami. Moja mama cały czas krzyczała: „Tania, odejdź! Tania, odejdź!". To było straszne. Pierwszy raz widziałam OMON-owca z tak bliska. Cały na czarno, w kominiarce, w dłoni miał latarkę, którą świecił nam w oczy.

Tamtej nocy potraktowano nas tak okropnie, że zrozumiałam: nie można wybaczyć, nie można puścić płazem, nie można zapomnieć o najważniejszym. Kupiłam karton, zrobiłam plakat „Oddajcie nasze głosy" i zabieram go ze sobą na protesty. Kiedy dziewczyny po raz pierwszy dawały kwiaty funkcjonariuszom, patrzyły nieżyczliwie na mój plakat. Ale ja dalej chodziłam, nigdy się nie ukrywałam i teraz też się nie ukrywam. Z dumą wychodzę z domu i wsiadam z nim [plakatem] do transportu publicznego.

Białorusini to niedoświadczeni rewolucjoniści. Ale kiedy kobiety po raz pierwszy zaprotestowały na Kamarouce, wszystko wywróciło się do góry nogami. Udało się zatrzymać przemoc, choć tylko na jakiś czas. Ale wydaje mi się, że to właśnie my, kobiety, wszystkimi naszymi marszami i łańcuchami solidarności, zaszczepiliśmy w Białorusinach wiarę, że wszystko jest możliwe. To dzięki nam tysiące ludzi wciąż wychodzi na ulice, by walczyć o swoją i naszą przyszłość. W ten sposób kobiety podarowały Białorusi rewolucję.
W materiale wykorzystano wypowiedzi aktywnych uczestniczek protestów na Białorusi.
BELSAT.EU
Zdjęcie i tekst: Julia Szabłowska
Redaktorka: Wolha Jarochina
Tłumaczenie: Katarzyna Szwedo
Belsat.PHOTODOC to projekt serwisu fotograficznego Biełsatu. Będziemy w nim zapoznawać naszych czytelników i widzów z pracami fotografów-dokumentalistów i fotoreporterów zajmujących się tematyką białoruską.

Swoje historie i projekty możecie przysyłać nam na adres: belsat.photodoc@gmail.com
W materiale wykorzystano wypowiedzi aktywnych uczestniczek protestów na Białorusi.
BELSAT.EU
Zdjęcie i tekst:
Julia Szabłowska
Redaktorka:
Wolha Jarochina
Tłumaczenie:
Katarzyna Szwedo
Belsat.PHOTODOC to projekt serwisu fotograficznego Biełsatu. Będziemy w nim zapoznawać naszych czytelników i widzów z pracami fotografów-dokumentalistów i fotoreporterów zajmujących się tematyką białoruską.

Swoje historie i projekty możecie przysyłać nam na adres: belsat.photodoc@gmail.com

© 2020