New Home Project: Dom jest tam, gdzie ja
Jak fotografia pomaga dzieciom i młodzieży z Białorusi i Ukrainy radzić sobie z doświadczeniem emigracji

New Home Project: Dom jest tam, gdzie ja




Jak fotografia pomaga dzieciom i młodzieży z Białorusi i Ukrainy radzić sobie z doświadczeniem emigracji
Ten reportaż Belsat.PhotoDOC jest nietypowy. Tym razem nie publikujemy fotoreportażu czy projektu fotograficznego na jeden z aktualnych tematów, ale opowiadamy o inicjatywie, którą podjęła grupa Białorusinów w Polsce. Fotografia i arteterapia stały się narzędziami, które pomagają dzieciom i młodzieży z Białorusi i Ukrainy poradzić sobie z doświadczeniami przymusowej migracji. O tym, jak i dlaczego powstał taki projekt, opowiada fotografka i założycielka New Home Project Julia Szabłowska, będąca również naszą redakcyjną koleżanką.
Ten reportaż Belsat.PhotoDOC jest nietypowy. Tym razem nie publikujemy fotoreportażu czy projektu fotograficznego na jeden z aktualnych tematów, ale opowiadamy o inicjatywie, którą podjęła grupa Białorusinów w Polsce. Fotografia i arteterapia stały się narzędziami, które pomagają dzieciom i młodzieży z Białorusi i Ukrainy poradzić sobie z doświadczeniami przymusowej migracji. O tym, jak i dlaczego powstał taki projekt, opowiada fotografka i założycielka New Home Project Julia Szabłowska, będąca również naszą redakcyjną koleżanką.
– Czym jest ten projekt i dlaczego tak się nazywa?

– Kiedy po raz pierwszy powiedziałam na głos: „New Home Project", brzmiało to jak nazwa firmy, która projektuje i buduje domy. I doskonale rezonowało z tym, co nasz zespół zamierzał zrobić: chcieliśmy użyć fotografii do zbudowania nowego świata wokół siebie i poprzez zdjęcia opowiedzieć o tym doświadczeniu.

Tak naprawdę projekt rozpoczął się od publikacji w polskim magazynie Pismo, z którym wygraliśmy grant International Press Institute na stworzenie materiału o tematyce białoruskiej. W tym czasie (koniec 2021/początek 2022) sytuacja wokół białoruskich uchodźców politycznych zniknęła z agendy wiadomości w Polsce, więc kupiłam kilka jednorazowych aparatów i przyniosłam je do ośrodka dla Białorusinów w Warszawie Mirnyj Dom, założonego przez polską fundację Humanosh. Dorośli byli moimi rozmówcami, a dzieci stały się współautorami fotoreportażu. Fotografowały wszystko, co było dla nich ważne, ciekawe i nowe.

Dorośli nie zawsze byli zadowoleni z nagłej uwagi paparazzi, ale to właśnie nieoczywisty i prosty sposób patrzenia na sprawy z perspektywy dziecka sprawił, że pomyślałam o serii zajęć fotograficznych dla dzieci z doświadczeniem przymusowej emigracji. Widać było, że dla dzieci była to z jednej strony przygoda, a z drugiej możliwość podzielenia się tym, co dzieje się z nimi w nowym kraju.
ZJĘCIE KACI (15 LAT) Z BIAŁORUSI PODCZAS WSPÓLNEGO WYJAZDY BIAŁORUSKO-UKRAIŃSKIEJ GRUPY UCHODŹCÓW NA GRANICĘ POLSKI I SŁOWACJI
– Czy w momencie rozpoczęcia wojny wciąż pracowałaś nad materiałem?

– Numer z materiałem był już wydrukowany i ukazał się na początku marca. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam publikację na papierze, idea zajęć wydała mi się jeszcze bardziej aktualna niż przed wydarzeniami z lutego. Wtedy też pojawiła się świadomość, że musimy pracować z doświadczeniem przymusowej emigracji ukraińskich uchodźców. Z pewnością trudno porównywać uchodźstwo polityczne z ucieczką przed wojną, ale obcując z rodzinami z Białorusi i Ukrainy, zaczęłam dostrzegać podobne lęki i traumy u dorosłych i dzieci. Jest coś wspólnego w doświadczeniu białoruskiej rodziny, która ucieka nielegalnie przez lasy i bagna z Mińska do Kijowa, przenosi się do Buczy i cudem się stamtąd wydostaje i w doświadczeniu rodziny z Donbasu, która ucieka z bombardowanego Kijowa.
„Doświadczenie migracji pozostawia w człowieku ślad"
– Po 24 lutego dla wielu Ukraińców Białorusini przestali być uchodźcami politycznymi. Są teraz obywatelami kraju, z którego terytorium lecą na nich rakiety. Jak wyglądają ich wspólne zajęcia?

– Jednym z kluczowych przesłań w materiale, który ukazał się w Piśme jest to, że trwające na Białorusi represje wpływają na życie ludzi wewnątrz kraju i na chęci Europejczyków do pomocy tym, którzy uciekają [z Białorusi] i nie popierają działań władz. Nasz projekt daje głos tym młodym Białorusinom i Białorusinkom, których rodziny zapłaciły bardzo wysoką cenę za to, że chcą żyć w kraju, który nie bombarduje swoich sąsiadów. A to, że dzielą się tym doświadczeniem i historią ze swoimi rówieśnikami z Ukrainy, jest rodzajem wspólnej psychoterapii, lekcją historii Białorusi. Wielu Ukraińców dopiero w polskich ośrodkach dla uchodźców dowiaduje się, kim są na Białorusi więźniowie polityczni i że ludzie trafiają do więzienia za przypadkowe dopasowanie bieli i czerwieni na skarpetkach albo z powodu kartonu z telewizorem LG stojącego na balkonie.

Dla dzieci i nastolatków, które znajdują się w kryzysie na równi z dorosłymi, bardzo ważna jest komunikacja z osobami, które nie tylko mają takie same doświadczenia, ale także rozumieją ich emocje i tak samo postrzegają zachowanie dorosłych. Fotografia, dzięki umiejętności obserwacji i analizy tego, co dzieje się wokół nich, staje się narzędziem, które pomaga im radzić sobie z emocjami, skupić się na swoim stanie w tej sytuacji.

– To wnioski z własnego doświadczenia, czy potwierdzają to badania?

– Lwia część to osobiste doświadczenia, dziennikarskie obserwacje i komunikacja ze specjalistami z zakresu psychologii kryzysu i traumy. W latach 2017-2018 miałam przerwę w pracy dziennikarskiej, sama znalazłam się w nowym kraju bez znajomości języka na poziomie wymaganym do pracy w zawodzie, więc zaznałam życia pracownika z zagranicy. Otaczali mnie jednak niesamowici ludzie, którzy pomagali mi w nauce języka i tolerowali fakt, że ciągle fotografowałam ich i siebie. Fotografia pomogła mi zaakceptować i przeanalizować to, co się dzieje, rozpoznać w sobie osobę, której nigdy wcześniej nie widziałam.

Pewnie niektórzy powiedzą, że moje doświadczenie jest nieproporcjonalne do doświadczenia kogoś, kto stoi w obliczu przymusowej emigracji, ale każde doświadczenie migracji pozostawia ślad na człowieku. Na pierwszym spotkaniu z uczestnikami projektu zawsze staram się pokazać swoje zdjęcia z tamtego okresu i opowiadam o tym, jak zdjęcia często pomagały mi przestać płakać. Widzę w ich oczach zaskoczenie i zrozumienie: moje doświadczenie rezonuje z ich przeżyciami i reakcją na to, co się dzieje.
– W jakim wieku są uczestnicy projektu? Czy istnieją jakieś ograniczenia wiekowe?

– Nasz najmłodszy autor ma 5 lat, a najstarszy 23. Uczestnikami projektu są głównie mieszkańcy ośrodków Mirnyj Dom. Fundacja Humanosh od początku wojny stworzyła ich aż cztery. Poza tym organizacja wsparła także nasz projekt. Są też dzieci ze szkoły na warszawskiej Pradze, gdzie uczy się wiele osób z rodzin z doświadczeniem migracyjnym, a także grupa ukraińskiej młodzieży, którą opiekuje się warszawska inicjatywa Inclusive.Buzz.

Na początku zajęcia odbywały się bez podziału na grupy, ale teraz jest taka potrzeba. Planujemy więc grupy od 7 do 13 lat, od 14 do 18 lat i od 18 do 23 lat, maksymalnie ośmioosobowe. Gdy w grupie jest więcej dzieci, robi się bałagan.
„Niezręcznie było prosić o pieniądze na projekt"
– Jesteście wolontariuszami, czy otrzymujecie środki na działanie?

– Pierwsze aparaty kupiłam z grantu, o którym wspomniałam wcześniej. Potem zaczęłam przychodzić do Mirnego Domu ze swoim aparatem i kliszą, dawałam je każdemu, kto chciał robić zdjęcia. Kilka razy kliszę kupowali moi znajomi. Latem napisałam na Facebooku, że zbieram aparaty, które ludzie byliby gotowi przekazać bezzwrotnie dzieciom z Mirnego Domu – to dzieciaki, wiadomo. Tak więc uzbierało się około dziesięciu aparatów, z czego cztery były moje. Trzy nie przeżyły chrztu bojowego.

W pierwszych miesiącach wojny niezręcznie było prosić o pieniądze na projekt – cały świat przekazywał datki na Siły Zbrojne Ukrainy i na Bayraktary, Polacy masowo pomagali uchodźcom w zakwaterowaniu, rzeczach, jedzeniu. W tej całej sytuacji nie było niczym wielkim pójść do dzieci, dać im mój aparat do robienia zdjęć, spędzić z nimi wolny wieczór. Z czasem zwyciężył zdrowy rozsądek i w końcu zwróciłam się do organizacji medialnej o wsparcie.

Fundacji Humanosh udało się kupić aparaty fotograficzne potrzebne dla naszych zajęć, zebrał się mały zespół, z którym planujemy przeznaczyć pozostałe pieniądze na zorganizowanie wystawy. Na dalsze działanie prawdopodobnie będziemy zbierać datki na stronie Humanosh.
– Czym zajmuje się zespół? Kim są ci ludzie?

– Mamy psychologa kryzysowego, dwie osoby, które znają się na mediach społecznościowych, wiedzą, jak nagrać wideo o tym, co robimy, a także jak zorganizować całą grupę, aby wszyscy dojechali z Mirnego Domu do miejsca spotkania. Ja zajmuję się programem, spotkaniami, zarządzaniem i papierkową robotą.

Każdy z nas ma swoje doświadczenia migracyjne – połowa zespołu musiała nagle wyjechać z Białorusi. Dlatego w projekcie przepracowujemy również i nasze własne traumy.

– Jak wyglądają spotkania?

– Udało się już wypracować pewien schemat: w tygodniu odbywa się jedno lub dwa spotkania tematyczne, ale aparaty zostają z uczestnikami po zajęciach. Dostają je na miesiąc i mogą robić zdjęcia wszystkiego, co ich interesuje. Nie dajemy ścisłych instrukcji co i jak fotografować. To freestyle, w którym każdy pokazuje, co jest dla niego ważne, jak to widzi. Następnie oglądamy zdjęcia wspólnie i rozmawiamy o tym, co udało nam się sfotografować. Dzięki temu poznaję uczestników, doradzam i mówię im, co najlepiej działa i na co zwracać uwagę. Choć mamy zajęcia z fotografii, traktujemy fotografię jak terapię: liczą się emocje i powód zdjęcia, a nie profesjonalizm.
Najważniejsze jest stworzenie bezpiecznej przestrzeni, w której można bez obaw mówić o uczuciach, doświadczeniach i lękach. Fotografia od lat pomaga ludziom w radzeniu sobie z depresją i stanami kryzysowymi. Znam kilka przykładów, kiedy to fotografia stała się tarczą, która pomogła ludziom nie zatracić siebie. Chcę, żeby dzieci były tego świadome i wiedziały, jak wykorzystać fotografię jako narzędzie pomocy samemu sobie.

Jest w tym także aspekt edukacyjny. Staramy się, aby każde zajęcia odbywały się w nowym miejscu, które związane jest ze sztuką wizualną i fotografią. Na przykład kiedyś byliśmy na wystawie poświęconej pleśni w Instytucie Fotografii Fort. Dzieci spędziły prawie godzinę biegając po galerii i odnajdując na zdjęciach jeźdźców na smokach, płatki śniegu czy wątek czarnej dziury połykającej nasz wszechświat.
ZDJĘCIE ILYI (14 LAT), KTÓRY WRAZ Z RODZINĄ MIESZKA W WARSZAWSKIEJ DZIELNICY PRAGA.
– Udział w zajęciach jest bezpłatny?

– Oczywiście. Nie jest konieczne posiadanie własnego aparatu, ale jeśli ktoś ma aparat i chce go uzywać, to też zapraszamy.

– Hasłem przewodnim projektu jest „Dom jest tam, gdzie ja". Dlaczego?

– W ciągu ostatnich 10 lat przeprowadzałam się tyle razy, że trudno to zliczyć. Rozumiem więc, jak ważne jest, by być związanym z miejscem, w którym człowiek się urodził i czuje się bezpiecznie. Wielu dzieciom i młodym ludziom odebrano to uczucie, a ich domy zostały dosłownie zniszczone. Wierzę, że terapeutyczny efekt fotografii pomoże im zaakceptować i pokochać miejsce, w którym się znaleźli, pomoże nawiązać nowe przyjaźnie i opowiedzieć swoją historię tym, których może ona zainspirować do znalezienia nowego domu.
Alina Aleszkiewicz, psycholog New Home Project

– Kiedy dzieci przechodzą przez traumatyczne doświadczenie życia jako uchodźca, ważne jest, aby trauma nie stała się zamkniętą kapsułą w ich umysłach. Często sytuację komplikuje fakt, że ich rodzice również są zestresowani i straumatyzowani przez to, że zostali zmuszeni do przeprowadzki. Ten stan jest zrozumiały: traci się łączność z domem i przyjaciółmi. A kiedy dzieciom nie udaje się samodzielnie wyjść z tego kryzysu do poziomu stabilnego kontaktu z rodzicami i rówieśnikami, z pomocą przychodzi symboliczny sposób dzielenia się swoimi przeżyciami – poprzez ominięcie mechanizmów obronnych psychiki. Tym właśnie zajmujemy się w New Home Project.

Bardzo często psychika dziecka działa tak, że „ratuje" jego życie poprzez wyparcie traumatycznych doświadczeń. Ale ten proces ma niestety swoją cenę i objawia się w zupełnie nieprzewidywalny sposób w dorosłym życiu. Na ratunek może przyjść autoekspresja. Skupienie się na pięknie otaczającego świata i umiejętność dzielenia się uczuciami w nowej rzeczywistości wypiera ból. Nie staje się on kapsułą, która otula dziecko, ale zostaje przekształcony w doświadczenie i przepracowany poprzez symbolikę fotografii. Jeśli ktoś nie ma odwagi wyrazić słowami, co czuje w związku z tym, co się dzieje w jego życiu, kontakt z doświadczeniem rówieśnika może go zainspirować do wizualizacji swojego stanu. To rodzaj przepracowania traumy, o której nie zawsze trzeba mówić głośno – można ją wyrazić poprzez język obrazów i symboli.
Projekt można śledzić na instagramie poprzez hashtagi #newhomeproject i #домтамгдея
___________

Rozmawiała Agata Kwiatkowska

Belsat.PHOTODOC
to projekt serwisu fotograficznego Biełsatu. W nim zapoznajemy naszych czytelników i widzów z pracami fotografów-dokumentalistów i fotoreporterów zajmujących się tematyką białoruską.

Swoje historie i projekty możecie przysyłać nam na adres: belsat.photodoc@gmail.com
© 2022