Koty, jaszczurki i świnki morskie
Jak Białorusini i Polacy pomagają zwierzętom domowym ukraińskich uchodźców
Koty, jaszczurki i świnki morskie
Jak Białorusini i Polacy pomagają zwierzętom domowym ukraińskich uchodźców
Podczas ewakuacji Ukraińcy często w pośpiechu zabierają ze sobą swoje zwierzęta, nawet jeśli nie mają odpowiedniego wyposażenia dla ich transportu. Na Dworcu Centralnym w Warszawie na takie osoby czeka grupa dziewczyn w czerwonych kamizelkach – pomagają w zapewnieniu czworonożnym przyjaciołom uchodźców wszystkiego, co potrzebne. Są to wolontariuszki inicjatywy „Stacja ZOO", która łączy Polaków, Białorusinów i Ukraińców. Ich pracy dla Belsat.PHOTODOC przyjrzała się fotoreporterka Wolha Szukajła.
Podczas ewakuacji Ukraińcy często w pośpiechu zabierają ze sobą swoje zwierzęta, nawet jeśli nie mają odpowiedniego wyposażenia dla ich transportu. Na Dworcu Centralnym w Warszawie na takie osoby czeka grupa dziewczyn w czerwonych kamizelkach – pomagają w zapewnieniu czworonożnym przyjaciołom uchodźców wszystkiego, co potrzebne. Są to wolontariuszki inicjatywy „Stacja ZOO", która łączy Polaków, Białorusinów i Ukraińców. Ich pracy dla Belsat.PHOTODOC przyjrzała się fotoreporterka Wolha Szukajła.
Wolontariuszki Ołeksandra i Dominika podczas swojego dyżuru obchodzą cały dworzec po kilka razy. W tłumie zauważają zawinięty w folię transporter dla kotów i pytają, czy właścicielka kota potrzebuje pomocy. Nie mylą się: kobieta podróżuje z Ukrainy do Wrocławia, trudno jej w takich okolicznościach podróżować z uszkodzonym transporterem. Po paru minutach dziewczyny przynoszą z magazynu nowy transporter i pomagają przemieścić kota do nowego, wygodnego domu.

Wolontariuszki mają po 24 lata. Ołeksandra jest modelką i tłumaczką. Przeprowadziła się do Polski z Ukrainy siedem lat temu. W pierwszych tygodniach wojny pracowała w punkcie pomocy dla uchodźców, później dołączyła do inicjatywy „Stacja Zoo". Polka Dominika pracuje w Fundacji Kultura Bez Barier z dziećmi z zaburzeniami ze spektrum autyzmu i od czasu do czasu pomaga jako wolontariuszka na dworcu. Dziewczyny łączy miłość do zwierząt i chęć niesienia pomocy.
Ołeksandra i Dominika starają się nie pytać ludzi o ich doświadczenia, aby nie martwić uchodźców i nie zmuszać ich do przywoływania bolesnych wspomnień. Jednak czasem uchodźcy sami opowiadają swoje historie.

– Kiedyś spotkałam kobietę z Mariupola, której udało się wywieźć pieska. Zwierzę miało bardzo smutne oczy. Właścicielka powiedziała, że trzy ich koty niestety zginęły. Ciężko jest czasem słuchać tych historii – mówi Ołeksandra.

W trakcie obchodu po dworcu dziewczyny przyglądają się dokładnie bagażom, z którymi stoją podróżni. Jak mówi Dominika, spotkała kiedyś dużą rodzinę z mnóstwem walizek. Nie było widać żadnych zwierząt domowych. Ale i tak podeszła.

– Otwieram torbę podróżną, a tam pies! Nie mieli dla niego nic: ani karmy, ani miski, ani smyczy. Oczywiście zapewniliśmy im wszystko, czego potrzebowali – mówi wolontariuszka i dodaje, że Ukraińcom należą się słowa uznania za ewakuację wraz z pupilami.
„Stacja ZOO" pojawiła się na Dworcu Centralnym w Warszawie 10 marca, by pomagać zwierzętom, które wraz z właścicielami uciekły przed wojną na Ukrainie. Inicjatywę założyła polska dziennikarka i blogerka Magda Jagnicka. To właśnie dzięki jej profilowi na Instagramie wiele osób dowiedziało się o inicjatywie: niektórzy zdecydowali się pomóc jako wolontariusze, inni przekazują datki na działania w ramach projektu.

Za pieniądze, które są zbierane głównie poprzez zbiórki internetowe, wolontariusze kupują różne rodzaje karmy, transportery i domki, środki higieniczne, szelki, smycze, a nawet zabawki dla zwierząt. Najczęściej widywane są tu koty i psy, ale czasem zdarzają się papugi, króliki, świnki morskie, a nawet jaszczurki. Od początku działania projektu wzięło w nim udział około 250 wolontariuszy, ale na stałe zespół liczy około 50 osób.

Najczęściej pomagają Polacy, ale są też Białorusini i Ukraińcy, którzy na Instagramie zobaczyli post o potrzebie pomocy zwierzętom domowym uchodźców. Wolontariat nie ogranicza się jednak wyłącznie do pomocy na dworcu. Działa też czat z informacjami, gdzie wolontariusze pomagają również znaleźć tymczasowe domy dla znalezionych zwierząt.
Białorusinka Tacciana:
„Ukraińcy rozumieją, że Białorusini nie są wrogami"

Białorusinka Tacciana:
„Ukraińcy rozumieją, że Białorusini nie są wrogami"

Zmiana na stacji trwa trzy godziny. W ciągu jednego dnia pary wolontariuszy zmieniają się kilka razy. O 12 przychodzą Polka Blanka i Białorusinka Tacciana. Blanka jest asystentką kostiumografa. Wolontariatem zajmuje się od marca: najpierw pomagała na dworcu w wydawaniu żywności dla uchodźców, a później dołączyła do „Stacji ZOO". Tacciana jest logopedą. Mieszka w Warszawie od 2015 roku, a do inicjatywy pomocy zwierzętom dołączyła w kwietniu.

– Mam kota, więc mogę próbować sobie wyobrazić, jak czują się właściciele, jakiej pomocy ze zwierzętami potrzebują – wyjaśnia Tacciana.

Wolontariusze, którzy przepracowali swoją zmianę, przekazują kolejnym osobom wspólny telefon – przez cały dzień odbierają telefony z prośbą o pomoc. Wtedy zaczyna się nowa praca: trasę obchodu wszyscy znają już na pamięć, wolontariusze mają oczy dookoła głowy. Tacciana zwraca uwagę, że wojna i ewakuacja to dla zwierzęcia duży stres. Ludzie radzą sobie z tym lepiej.
Jak mówi Białorusinka, niektórzy uchodźcy boją się, że wolontariusze mogą zabrać im zwierzęta.

– Proszę sobie to wyobrazić: przyjeżdżają ludzie i podchodzą do nich obcy z pytaniami o ich zwierzęta. Nie każdy ma dokumenty zwierzaka. Ale kiedy mówimy naszymi językami, łatwiej jest wyjaśnić, kim jesteśmy i co robimy – mówi wolontariuszka.

Czasami wolontariusze udzielają informacji jak i gdzie można zaszczepić zwierzę, czy jak uzyskać dokumenty, bez których uchodźcy nie mogą jechać dalej. Dobrze, że w Warszawie są weterynarze, którzy bezpłatnie pomagają takim zwierzętom.
Przy punkcie informacyjnym wolontariuszki zauważają dwie kobiety z psem. Tetiana przyjechała z Zaporoża i mieszka w ośrodku dla uchodźców. Przyjechały na dworzec po jedzenie po i niezbędne rzeczy dla 8-letniego pieska Tuzika.

– Nie czułam się winna, bo wiem, że większość Białorusinów jest przeciwnych wojnie i starają się to pokazać wszelkimi sposobami. Kiedy pytają, od razu mówię, że jestem z Białorusi. Byłam nawet zapraszana w odwiedziny. Osoby w starszym wieku opowiadają o swoich związkach z Białorusią, na przykład o kimś bliskim, kto tam służył – Ukraińcy rozumieją, że nie jesteśmy wrogami – mówi wolontariuszka Tacciana.
Na dworcu znajduje się namiot z jedzeniem, gdzie uchodźcy mogą otrzymać darmowe ciepłe posiłki. Dziennikarze nie mają tam wstępu, nie udało się więc zrobić zdjęć. Przy wejściu stoją Polacy i Kanadyjczycy. Tacciana wychodzi stamtąd z małym szczeniakiem, a za nią kobieta, która pracuje w pobliżu. Ktoś, kto przyjechał z Ukrainy i zostawił szczeniaka, a kobieta postanowiła zabrać go do domu swoich rodziców na wieś. Wolontariuszki od razu znalazły wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy w magazynie: jedzenie, miski, smycz, a nawet zabawką do gryzienia. Szczeniak miał ogromne szczęście, że tak szybko znalazł nowy dom.

– To rodzaj psychoterapii – przyznaje Tacciana. – Często nie mogę sobie poradzić ze stresem i szokiem, więc zajmuję się wolontariatem. Pomaga mi, gdy ludzie mówią „dziękuję" – przyznaje Białorusinka.
Jagoda i Kasia.
„Wzruszające historie zdarzają się cały czas"

Jagoda i Kasia.
„Wzruszające historie zdarzają się cały czas"

Polki, Jagoda i Kasia, podobnie jak pozostali wolontariusze, rozpoczynają swoją zmianę od obchodu dworca. Wzruszające historie zdarzają się cały czas. Ukrainka Ołesia i jej córka Sonia przyjechały do Warszawy z Mariupola. Dzień wcześniej wyszły do sklepu po jedzenie, a wróciły ze szczeniakiem, któremu nadali imię Markus.

Ołesia pokazuje na swoim telefonie filmik, na którym mężczyzna w sklepie wyciąga szczeniaka spod koszulki, daje go Soni i wychodzi. Kobieta nie miała zamiaru kupować ani adoptować psa, ale to wszystko stało się bardzo szybko. Teraz matka z córką planują wkrótce wrócić do Ukrainy i muszą załatwić dokumenty związane z psem. Znajomi opowiedzieli jej o inicjatywie „Stacja ZOO". Wolontariusze pomogli Ołesi załatwić wszystkie formalności.
Swoją drogą Ołesia jechała do Polski przez Rosję i Białoruś. Kilka dni spędziła w Brześciu.

– Wcześniej nie miałam żadnego stosunku do Białorusinów, ale teraz jestem im bardzo wdzięczna za pomoc – mówi kobieta.

Przyznaje, że prawie nic nie wie o tym, co działo się na Białorusi w 2020 roku i co dzieje się teraz.

Jak mówią Jagoda i Kasia, obydwie bardzo lubią zwierzęta, więc postanowiły pomóc. Jagoda ma 21 lat i studiuje psychologię. Od trzech miesięcy pomaga zwierzętom nie tylko na dworcu – pomaga także w poszukiwaniu dla nich tymczasowego domu. Kasia ma 23 lata, studiuje UX-design i dołączyła do projektu w czerwcu. Mówi, że opieka zwierzęcia to coś, co czym chciałaby się zajmować również w przyszłości.

Pod koniec zmiany dziewczyny dostają telefon. Pracownica dworca znalazła kota. Podczas gdy wolontariuszki szukają dla niego tymczasowego domu, pojawia się 37-letnia Gabi. Na swojej zmianie kobieta będzie sama.
Jak mówi, na początku była wielka fala pomocy, ale teraz znaleźć wolontariuszy jest trudniej. Gabi ma elastyczny czas pracy, dlatego często sama łata dziury w grafiku „Stacji ZOO".

- Wiem, jak ważne dla ludzi są zwierzęta domowe, zwłaszcza w tej trudnej sytuacji, w której się znaleźli. Jeśli ludzie uciekają ze swoim zwierzętam, oznacza to, że są one częścią rodziny – mówi dodając, że wsparciem jest również dobre słowo, które uchodźca słyszy na temat swojego podopiecznego.
Wojna wpłynęła na przewartościowanie wartości
Wojna wpłynęła na przewartościowanie wartości
Następna zmiana odbiera pomoc od fundacji Humane Society International. Koordynatorką jest Kasia – stewardessa i miłośniczka psów.

- Poprzez blogerkę Magdę Jagnicką dowiedziałam się o tym punkcie i po raz pierwszy przyszłam tu 16 marca. Do domu wróciłam z psem, który nocował na dworcu ze swoimi paniami – opowiada.

Dziewczyna od dawna pomaga zwierzętom. Jednego psa przywiozła z Ugandy, gdzie przez jakiś czas mieszkała. Prowadzi też instagramowe konto fundacji pomagającej zwierzętom, fotografuje je i pomaga im znaleźć nowy dom.
W niewielkim pomieszczeniu „Stacji ZOO", znajdującym się w jednym z pawilonów na Dworcu Centralnym, pracuje pięć osób jednocześnie. Dziewczyny rozładowują pudła z pomocą humanitarną, sortują produkty i układają je w magazynie. Część rzeczy zmoczył deszcz, więc muszą wszystko sprawdzić. W kolorowych opakowaniach znajduje się karma, torebki na odchody, podkładki, miska i inne potrzebne przedmioty.

Dziewczyny w pomieszczeniu rozmawiają po polsku, angielsku, rosyjsku i ukraińsku. Zmiana Kasi zaczęła się o 9.00 rano, ale o 17.00 jeszcze dziewczyna wciąż pomaga sortować ostatnie pudełka. Po wybuchu pełnowymiarowej wojny dziewczyna z Ukrainy Sura i jej papuga przeprowadziły się do Warszawy. Sura otrzymała tam pomoc i teraz też pomaga. Fotografka i blogerka Żenia przeprowadziła się z Mińska do Warszawy około 10 miesięcy temu. Pomaga na dworcu po raz drugi i, jak żartuje, ćwiczy język polski. Montażystka wideo Tatiana, która przeprowadziła się tutaj z Naddniestrza również jest w Warszawie od 10 miesięcy. Praca aż kipi, a czas płynie bardzo szybko.

Trzy pieski potrzebują uwagi w tym samym czasie. Jessica, która jest w ciąży, potrzebuje transportera do samolotu, bo leci wkrótce do Wielkiej Brytanii. Wolontariuszki wybierają karmę dla psa o imieniu Tosik, który przyjechał z Równego. Siedmioletnia suczka Tasia jest bardzo przestraszona, wolontariuszki próbują ją wsadzić do transportera, ale ona za nic nie chce tam wejść.
Gdy zaczęła się wojna, Białorusinka Żenia pomagała w innym miejscu: sortowała rzeczy i jedzenie, jeździła na granicę. Ale potem dziewczyna zachorowała i przez jakiś czas nie mogła być wolontariuszką.

– Napisałam do Magdy, koordynatorki projektu „Stacja ZOO", że chciałabym pomóc tutaj. Więc jak tylko zwolniło się miejsce, od razu się zapisałam.

Jak mówi, bardzo kocha zwierzęta, a w czasie wojny każda pomoc jest potrzebna i nie ma co siedzieć bezczynnie. Dziewczyna nie doświadczyła negatywnej reakcji na to, że jest Białorusinką, ale mówi, że czasami dało się odczuć „mało pozytywne emocje" z powodu zmęczenia.

– Myślę, że u wszystkich zmienił się teraz system wartości. My w Warszawie – Białorusini, Ukraińcy i wszyscy, którzy się tu znaleźli, czujemy się dobrze i nie mamy się na co skarżyć – mówi Żenia.
Tekst i zdjęcia: Wolha Szukajła

Belsat.PHOTODOC
to projekt serwisu fotograficznego Biełsatu. W nim zapoznajemy naszych czytelników i widzów z pracami fotografów-dokumentalistów i fotoreporterów zajmujących się tematyką białoruską.

Swoje historie i projekty możecie przysyłać nam na adres: belsat.photodoc@gmail.com
© 2022