Spotkałyśmy się na placu przy stacji metra Park Czeluskińców w Mińsku. Swiatłana wyglądała jak zwyczajna kobieta – była w lekkiej bluzce i w białych butach sportowych. Oceniałam ją z „dziewczyńskiego" punktu widzenia: piękne brwi i czarne gęste rzęsy, ładne usta. Ma makijaż? Nie, zupełnie nie.
Swiatłana nie wiedziała wtedy zbyt wiele o polityce, choć tym zajmował się jej mąż. Oto, co powiedziała w wywiadzie rok temu.
– Jeśli Pani kandydatura nie zostanie zaakceptowana, to co powinni zrobić ludzie, którym Pani kampania wyborcza dała nadzieję na zmianę?
– A na co oni liczyli? Że zostanę zarejestrowana? Nawet nie wiem, czy powinno się głosować, czy też nie. Może Siarhiej napisze mi w liście, co mam robić. Albo doradcy Siarhieja zdecydują się poprzeć innego kandydata. Chcę po prostu znowu być tylko żoną i matką. Mam nadzieję, że nie będę musiała podejmować żadnych odpowiedzialnych decyzji.
Zapadła mi w pamięć bijąca od niej wewnętrzna siła. Wtedy pomyślałam, że takie właśnie były kobiety, które jechały do swoich mężów na Syberię, na zsyłkę. Przestronne pomieszczenie w Wilnie z dużym stołem konferencyjnym i mapami świata trudno nazwać miejscem zsyłki. Ale Litwa nie jest domem dla Swiatłany Cichanouskiej. I to się czuje.