W cudzych kątach
Podwójne życie Pawła Łatuszki
W cudzych kątach
Podwójne życie Pawła Łatuszki
Od wyjazdu Pawła Łatuszki z Białorusi minęło 150 dni. Na przestrzeni tych kilku miesięcy rozmawialiśmy z nim o jego życiu prywatnym, pracy w systemie i oczywiście o jego uczuciach do Białorusi.
Od wyjazdu Pawła Łatuszki z Białorusi minęło 150 dni. Na przestrzeni tych kilku miesięcy rozmawialiśmy z nim o jego życiu prywatnym, pracy w systemie i oczywiście o jego uczuciach do Białorusi.
– Naprawdę będzie Pani o tym pisać?

...Zapytałam Pawła Łatuszkę o to, jak przebiegała jego choroba. Jest wieczór, siedzimy w hotelowym lobby, wokół zieją pustką dziwnie niegościnne fotele. W tle słychać „Paroles, paroles", ale bez głosu Alaina Delona. A szkoda.
Rano, kiedy w zaspanym jeszcze biurze w centrum Warszawy pośpiesznie dojadaliśmy ciastka czekając, aż zacznie się prawdziwy kocioł, dotarła do nas wiadomość, że pan Paweł jest chory, a więc dziś się nie doczekamy. Plan dnia był napięty: strategia narodowego ultimatum, deklaracja rozwoju gospodarczego Białorusi, negocjacje z brytyjskimi deputowanymi, spotkania na Zoomie (platforma, za pomocą której można odbywać spotkania online), konferencje i wywiady. Tym razem biuro powstało w hotelu.
– Naprawdę będzie Pani o tym pisać?

...Zapytałam Pawła Łatuszkę o to, jak przebiegała jego choroba. Jest wieczór, siedzimy w hotelowym lobby, wokół zieją pustką dziwnie niegościnne fotele. W tle słychać „Paroles, paroles", ale bez głosu Alaina Delona. A szkoda.

Rano, kiedy w zaspanym jeszcze biurze w centrum Warszawy pośpiesznie dojadaliśmy ciastka czekając, aż zacznie się prawdziwy kocioł, dotarła do nas wiadomość, że pan Paweł jest chory, a więc dziś się nie doczekamy. Plan dnia był napięty: strategia narodowego ultimatum, deklaracja rozwoju gospodarczego Białorusi, negocjacje z brytyjskimi deputowanymi, spotkania na Zoomie (platforma, za pomocą której można odbywać spotkania online), konferencje i wywiady. Tym razem biuro powstało w hotelu.
Trudno w to uwierzyć, ale odkąd wyszedłem zaprotestować przeciwko przemocy przed Teatrem im. Janki Kupały, nie miałem ani jednego dnia wolnego. Nie mam życia prywatnego, śpię po cztery, pięć godzin i mam wyrzuty sumienia za każdym razem, gdy nawet przez pół godziny zajmuję się czymś innym niż to, czemu poświęciłem teraz swoje życie.
Na spotkaniu na Zoomie był nieobecny tylko raz.

– Planowałem pominąć jeszcze jedno, ale nie pozwolili mi.

Paweł Łatuszka po raz pierwszy zatrzymał się w tym hotelu, kiedy był ambasadorem Białorusi w Polsce. Tak bardzo „mu się tu spodobało", że po wyjeździe z kraju od razu pomyślał o tym miejscu. Potem przeprowadził się do „małego, ale dość przytulnego" mieszkania – zabrał ze sobą matkę, która po nagłym wyjeździe z Białorusi zamieszkała z wnuczką w Białymstoku. Swoje miejsce pracy udekorował kolażem zdjęć z niedzielnych marszów w Mińsku, który podarowała mu córka. Kolaż można czasem dostrzec na wideo z wywiadów.
Jego życie zmieniło się szybko. Kilka miesięcy temu był człowiekiem systemu, który codziennie wracał do swojego domu w podmińskich Żdanowiczach: rzecznikiem MSZ, najmłodszym dyplomatą na Białorusi, ministrem kultury, ambasadorem we Francji, dyrektorem Teatru Kupałowskiego. Ten „wykarmiony przez Łukaszenkę Szmatuszka, czy jak mu tam, który od dziesięcioleci stał przy korycie i służył „dyktatorowi" gnijąc i rozkładając się od środka" (jak mówi o nim sam Łukaszenka), teraz opowiedział się przeciwko reżimowi. Statusu dyplomaty go pozbawiono.
W ogóle nie reaguję na wypowiedzi tego człowieka, takie są one dziwaczne. Kto się przezywa, ten sam się tak nazywa. Moja mama powiedziała, że jest gotowa powiedzieć na wideo, kto tak naprawdę mnie „wykarmił". Styl, który pokazuje na co dzień, to jakiś koszmar i wstyd. W pewnym sensie był to również nasz poziom, bo zgadzaliśmy się z nim, ale wszystko się zmieniło.
Choć nie rozumie, dlaczego o to pytam, opowiada mi o swojej codzienności, monotonnie wylicza wydarzenia. Wydaje mu się, że mówimy o bzdurach, a powinniśmy dyskutować o rzeczach ważnych, wielkich, historycznych. Wszystkie rozmowy ocenia według tych stopni. Przestępstwa, śledztwa, sankcje, reżim. PRA-WNA STA-GNA-CJA – to ostatnie wymawia szczególnie wyraźnie. W jego słowach pojawiało się sporo „tamtego człowieka", Łukaszenki. Wcześniej nie mógł sobie tego pozwolić, w ogóle mało kto mógł.

– Przepraszam, że uprzedzam pytanie, pracujemy teraz nad dwiema głównymi kwestiami…

Moje pytanie było inne.

– Nigdy nie głosowałem na Łukaszenkę, w 1994 roku głosowałem na Stanisława Szuszkiewicza. Ale odbyłem z tym człowiekiem niejedną rozmowę i nawet dostałem od niego pogróżki. Zrozumiałem, jaki system zbudowano w naszym kraju, że ludzie są torturowani i zabijani, że to mogło przydarzyć się i mnie. Po moim wystąpieniu przed teatrem otrzymałem wiele wiadomości i telefonów. Pewnego dnia usłyszałem przez telefon:
Proszę pamiętać, że teraz 24/7 znajduje się pan pod ochroną państwa. Mamy tylko taką prośbę: proszę nie mówić o nim samym.
Takie były ich słowa. Później odbyły się kolejne rozmowy, zapraszali mnie „na spacer", grozili mi i sugerowali, bym przestał. Powiedziałem, że im bardziej naciskają, tym bardziej chcę robić to, co robię.
Paweł Łatuszka uczestniczył w protestach na przełomie lat 80. i 90., a podczas puczu sierpniowego 1991 r. był z pierwszą żoną na mińskim placu Niepodległości, gdzie przyjęto Deklarację o suwerenności państwowej Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej.

– Kiedy uchwalano ustawę „o fladze państwowej Białorusi", czekając na wyniki głosowania, uklęknąłem przy odbiorniku radiowym, ponieważ myślałem, że przywracana jest historyczna sprawiedliwość.

W 1995 r. on i jego przyjaciel wyszli na protest przeciwko Łukaszence.

– Pamiętam, jak my, dwaj pracownicy MSZ, uciekaliśmy przed milicją, on zgubił but, a ja krzyknąłem: „Zostaw ten but, inaczej nas dogonią i pobiją!". Udało nam się uciec, później znaleźliśmy w kolumnie na proteście i, co ciekawe, zobaczyliśmy wielu pracowników MSZ, witaliśmy się skinieniem głowy, ale nie przyznaliśmy się głośno, że się znamy, bo wiedzieliśmy, że istnieje ryzyko utraty naszych stanowisk.

W 2010 roku Paweł Łatuszka czekał na zmiany.

– Wtedy była jakaś nadzieja, że pójdziemy drogą reform, że coś się u nas zmieni. To była iluzja, muszę przyznać, że sam się oszukiwałem. Później widzieliśmy, co się wtedy wydarzyło, to była wcześniej zaplanowana prowokacja. Mój brat i siostrzeniec tam byli. Moja córka wracała właśnie z lekcji tańca, jechała ulicą Niamiha, gdzie zatrzymano autobus z rzekomo przygotowanym przez demonstrantów uzbrojeniem. Zadzwoniłem do niej: „Wracaj szybko do domu, mogą cię zatrzymać!", a ona powiedziała: „Nie robię nic złego". Teraz widzimy, jak łatwo jest pójść do więzienia za „tylko spaceruję". Nasze nadzieje zostały jednak pogrzebane i po raz kolejny stało się jasne, że porozumienia i opinia społeczeństwa nie mają dla Łukaszenki znaczenia, ważne jest dla niego wyłącznie utrzymanie władzy. Już w 2015 roku wydawało się, że to jest nasz krzyż i po prostu musimy go nieść. Wszyscy myśleli: im szybciej skończą się wybory, tym lepiej.
W warszawskiej kawiarni parzą dobrą kawę
– A jak mam się zachowywać? – śmieje się.

Rozsiadł się w kanapie i udaje, że pali cygara. Spytałam córkę Łatuszki, Janę, czy w domu jej tata jest inny niż publicznie.

– Nie – odpowiedziała.

Czy zmienił się w ostatnich miesiącach? Też nie. W warszawskiej kawiarni serwują dobrą kawę. Córka polityka przyjechała w odwiedziny na kilka dni. Wczoraj wyszedł wcześniej z biura, aby pomóc jej wybrać płaszcz, cenę podzielili między sobą po połowie.

Pierwszy wywiad z Pawłem Łatuszką przeprowadziłam w 2019 roku, gdy został nowym dyrektorem Teatru im. Janki Kupały. Służba prasowa poprosiła mnie o wcześniejsze przesłanie pytań. Przyszedł na spotkanie dyplomatycznie z dyplomatycznie wydrukowaną listą z dyplomatycznymi notatkami i dyplomatycznie zasiadł w dyplomatycznym fotelu.

– Jak idzie w nowym miejscu? – zaczęłam rozmowę.

– Czy to już wywiad? Tego pytania nie było na liście – odpowiedział.

Teraz jemy śniadanie w przytulnej, pustej sali, a spotkanie i tak okazuje się być polityczne. PRAWNA STAGNACJA. Nawet z córką rozmawia głównie o polityce, kłócą się, pomaga ojcu wymyślić nazwę dla nowej struktury (stał się nią Narodowy Zarząd Antykryzysowy).
Rdzeń mojej obywatelskiej pozycji ukształtował się w rodzinie. Zostałem białoruskojęzycznym sekretarzem prasowym MSZ i broniłem swojej pozycji, chociaż odczuwałem znaczną presję ze strony administracji prezydenta. Pokłóciliśmy się z bratem o moją pracę, ale nie uważałem się za część systemu. Było to trudne, sprzeczne, niejednoznaczne; były wybuchy i spokojniejsze sytuacje, moja dusza praktycznie zawsze była rozdarta. Złożyłem rezygnację z funkcji rzecznika prasowego i dwukrotnie z funkcji ministra kultury. Ale biorę na siebie odpowiedzialność za to, że pracowałem w tym systemie, publicznie za to przepraszałem.
Obok kanapy leży torba na dokumenty, z którą Paweł Łatuszka w pośpiechu wyjechał z Białorusi: miał tylko tę torbę i telefon bez karty SIM. Do jego córki zadzwonił znajomy, powiedział, że czeka ją niespodzianka. Od razu pomyślała o swoim ojcu i miała nadzieję, że niespodzianką będzie jego przyjazd. Przyjechał. Opinii publicznej powiedział, że celem jego wyjazdu jest forum ekonomiczne, ale, ale wszyscy wiedzieli swoje. Jana jest dumna z ojca i martwi się o niego, choć nie już tak bardzo, jak wtedy, gdy był jeszcze na Białorusi.
W momencie, gdy opowiedziałem się przeciwko systemowi, martwiłem się, ale nie nazwałbym tego strachem. Od 1994 r. nasilała się moja krytyczna pozycja – nie było to uosobieniem aktywnego stanowiska protestującego, ale myślałem, że mogę zrobić coś dobrego dla kraju. To było oszukiwanie samego siebie, oszukiwaliśmy innych i nas samych. Wybuch nastąpił, gdy zobaczyłem zdjęcia i wideo tych, którzy wyszli z aresztu przy ul. Akreścina, w napływie emocji uznałem, że nie mogę stać z boku i tak doszło do wystąpienia przed Teatrem Kupałowskim. Byłem świadomy, że w ten sposób rzucam wyzwanie systemowi.
Kilka osób z aparatu państwowego solidaryzując się z Pawłem Łatuszką, postanowiło podjąć ten sam krok, biorąc z niego przykład.

– Do moich pozostałych kolegów dyplomatów, powiedziałem: „Będziecie się bać własnego cienia". Już się boją, nie odbierają telefonu, nawet gdy dzwonią przyjaciele, widzę, jak podczas rozmów towarzyszą im obawy. Słyszałem od wielu osób, że „przychodził do nich oficer KGB i pytał, czy utrzymują kontakt z Łatuszką". Odpowiadałem im: „Naprawdę chcecie tak żyć – obawiać się utraty pracy za patrzenie w złym kierunku?".

Często myślę o tym, jak traktować ludzi, którzy pozostali w systemie i o moim stosunku do samego siebie sprzed pięciu czy dziesięciu lat. Dlaczego wtedy nie dokonałem wyboru? Chociaż szczerze mówiąc, nie wiem, czy są jeszcze jakieś mocne argumenty przemawiające za tym, by tam zostać. Jest wielu urzędników państwowych, którzy chcą usiedzieć na dwóch krzesłach. Nie wszyscy są gotowi zrobić decydujący krok, bo to naprawdę wymaga wysiłku. Ja to zrobiłem i straciłem wiele rzeczy, na których mi zależało. Nie mieszkam w swoim domu, nie dostaję pensji, jestem pozbawiony swojego statusu dyplomatycznego. Nie chodzi o to, że potrzebuję tej pozycji, ale uważam tę decyzję za niesprawiedliwą. Chociaż jakiej uczciwości można oczekiwać od obecnych władz Białorusi – zacisnął wargi.

– Kto się zalicza do grona pana najbliższych?

– Córka, mama, przyjaciele, których właściwie zostało niewielu.

– Jest pan zawiedziony, że niektórzy zostawili pana w takiej chwili?

– To ich wybór. Współczuję im i nie będę nikogo osądzać, ale to trochę zabolało. Mogłem liczyć tylko na SMS-y.

– A jeśli wrócą i spróbują się wytłumaczyć?

– Będę słuchał, ale trudno mi będzie postrzegać nasze relacje jako przyjacielskie.
Matka Pawła Łatuszki musiała się spakować w dwie godziny i pilnie wyjechać z kraju.

– Była w szoku. Proszę sobie wyobrazić, jak trudno jest osobie w wieku 72 lat tak po prostu wskoczyć do samochodu i odjechać nie wiadomo gdzie. Ale od mojej mamy nigdy nie usłyszałem nawet słowa krytyki, wspierała mojego ojca, który również miał jasne stanowisko w sprawie sytuacji w kraju. Może kilka razy powiedziała, że nie warto się wypowiadać, jak to mówią matki, ale właściwie zawsze była po mojej stronie, oglądając moje wywiady na YouTube, analizując je i pytając mnie każdego dnia, kiedy to się skończy. A co do tego, że to się skończy, i że wszyscy odpowiedzą za swoje czyny, jest przekonana na milion procent.
Teraz pani Walancina jest trochę smutna – krewni zostali na Białorusi, może z nimi porozmawiać tylko przez telefon, życie towarzyskie jest ograniczone przez koronawirusa, a chodzić jest coraz trudniej. Więc czeka w domu na swojego syna i robi na drutach biało-czerwono-białe skarpetki.

– Wciąż słyszę, że „za granicą jest łatwiej". Te słowa sprawiają mi ból, ludzie wiedzą, gdzie wymierzyć cios. Oczywiście w największym niebezpieczeństwie są ci, którzy zostali na Białorusi, ale chyba każdy rozsądny człowiek rozumie, że jeśli dołączymy do liderów ruchu społecznego, którzy już są w więzieniu, nie będziemy w stanie pomóc w proteście. Nietrudno o zatrzymanie na granicy, a stamtąd krótka droga do aresztu śledczego KGB. Ja chcę stworzyć możliwość powrotu dla wszystkich i sam również chcę wrócić jak najszybciej. Moja córka często pyta, kiedy wracamy do domu. Za każdym razem ustalam termin i, co ciekawe, w tym dniu zawsze dzieje się coś niezwykłego.
Klucz do zwycięstwa
– Przepraszam, nie jestem już dyplomatą, ale politykiem.

W nieurządzonym biurze ściany są puste, na biurku Pawła Łatuszki znajduje się notatnik z miastem Nieśwież i porozkładane według ważności, w idealnym porządku codzienne dokumenty. Na wieszaku wiszą swetry i marynarki, w których występuje podczas wywiadów, a w rogu stoi biało-czerwono-biała flaga. Przed kolejnym spotkaniem przez Zoom ustawia sprzęt – laptop stoi na pustym pudle po jakimś urządzeniu. – To coś wielkiego – słychać strzępy rozmowy.
Władza zrobiła ze mnie polityka, powiedziano mi: „idź" i odszedłem. Nie wykluczam, że kiedyś myślałem, że wejdę do polityki. Widziałem, jak działają systemy polityczne na całym świecie i było to dla mnie interesujące – różne opinie, kłamstwa, intrygi, ciągły ruch. Nie wyobrażałem sobie idealnych scenariuszy, ponieważ znałem rzeczywistość na Białorusi, miałem przykład naszych polityków, którzy cierpieli przez to, że wyrażali swoje zdanie, wiedziałem, że w naszym kraju musi to będzie walka bez zasad. Może dlatego tak późno zacząłem zajmować się polityką.
Od pytań osobistych, przechodzimy do rozmów o reżimie i planie działania opozycji.

– Ze wszystkich wywiadów zawsze wykreślałem lub przynajmniej minimalizowałem używanie zaimka „ja". „Ja" to ostatnia litera alfabetu.

Rozmowa przechodzi niemal w monolog i mój rozmówca nie każde słowo waży już miarą dyplomaty... „Spęd", „dzikość", „obóz koncentracyjny", „dość tych bajek", „to jest śmiechu warte".

– Czy mogę być obojętny? – unosi się. – Nie mogę!

Przywołuje z pamięci wypowiedzi innych: Łukaszenka powiedział to, kolega powiedział tamto. Zaczyna o nich dyskutować, drwi z wiadomości, przewraca oczami i jednym słowem prawie niesłyszalnie je komentuje. A konstrukcje „Paweł Łatuszka i Swiatłana Cichanouskaja" szybko poprawia na: „lepiej powiedzieć Swiatłana Cichanouskaja i Paweł Łatuszka."
Teraz, kiedy mówią do mnie: „Jesteś dyplomatą", ja odpowiadam: „Nie, przepraszam, jestem teraz politykiem, więc moja pozycja będzie dużo bardziej stanowcza". Dobry dyplomata wychodzi poza konflikty, aby nie stwarzać problemów, może kłamać, ale w interesie ojczyzny, aby stworzyć pozytywną narrację. W odniesieniu do Białorusi narracja jest dziś wyłącznie krytyczna, a dramatyczny charakter sytuacji wymaga bezpośredniości i fundamentalizmu. Polityka w ogóle jest bardziej surowa i bezpośrednia, jest w niej więcej kłamstw. Chciałbym, aby w naszej polityce była szczerość i prawda. Społeczeństwo białoruskie potrzebuje właśnie prawdy – jesteśmy zmęczeni kłamstwami, przerażeniem, złem.
Na czytanie książek ostatni raz polityk miał czas przed wyborami – w powieści Uładzimira Karatkiewicza „Kłosy pod twoim sierpem" czytał o tym, jak Bóg obdarzył Białorusinów najgorszymi przywódcami.

– Czas to zmienić, będziemy mieli normalnych przywódców. – Chce postawić sobie ultimatum: jeśli w 2021 roku nie uda się osiągnąć zwycięstwa, zejdzie na drugi plan lub całkowicie się wycofa. I osiągnięcie zwycięstwa jest konieczne, między innymi, żeby wrócić do domu w Żdanowiczach, który do tej pory jest oblany farbą i oglądać spektakl „Tutejsi" w Teatrze Kupałowskim na żywo, nie przez Internet.
Jestem gotów krytykować samego siebie, za co miałbym się chwalić, jeśli nie osiągnęliśmy celu? Wszyscy wierzyliśmy, że do końca 2020 roku będziemy w stanie rozpocząć nowy etap rozwoju Białorusi, nie udało nam się. Nazwałabym osiągnięciem to, że wciąż drzemie w nas duży potencjał. Wszyscy są dalej zmotywowani do walki, chociaż teraz jest więcej gniewu, bo mamy już dość – śmieje się. – Szkoda, że nie ma czasu na dokończenie i dopracowanie tego wszystkiego, wciąż szukam klucza. Gdzie jest klucz do tych drzwi, do tego zwycięstwa? Próbowaliśmy wyważyć je raz, dwa, trzy razy. Pękły, ale wciąż musimy znaleźć klucz. Albo zebrać cały świat i je wyważyć.
Paweł Łatuszka liczy na to, że wycięstwo uda się osiągnąć w ciągu roku.

– Nawet szybciej niż w rok. Przyszły rok będzie trzeba poświęcić na ustabilizowanie sytuacji i podniesienie warunków życia.

Wtedy rozpoczną się już naturalne procesy polityczne, będzie okazja by wrócić do życia prywatnego i pojechać na „paryski dwór", który został mu przypisany przez propagandystów.
Nawet nie zauważam tego, że mieszkam Warszawie. Nie zwracam uwagi na to, gdzie jestem i co mnie otacza. Tak bardzo skupiam się na Białorusi, że wszystkie moje myśli krążą tylko wokół niej. Nie ma nocy, kiedy nie śniłbym o Białorusi, Warszawa istnieje dla mnie tylko jako tło. Jesteśmy za granicą tylko fizycznie. Wszyscy chcemy się jutro obudzić… albo nawet nie iść spać i powiedzieć: „Koniec, wygraliśmy". Wtedy wsiądę do samochodu i od razu pojadę w stronę granicy. Wrócę do Teatru Kupałowskiego i wywieszę tam biało-czerwono-białą flagę, choć wiem, że zanim tam dotrę, biało-czerwono-białe flagi będą już unosić się nad teatrem. Ale moja też tam będzie. Wszyscy razem pójdziemy i ją wywiesimy.
Rozmowę zaczynamy w cienkich płaszczach, a kończymy, kiedy za oknem prószy śnieg. Na zewnątrz trwają te same represje, to samo przygnębienie. Wyłączam Zoom i zaznaczam w kalendarzu wydarzenie: spektakl „Tutejsi" w Teatrze Kupałowskim, wrzesień, otwarcie sezonu.
Tekst: Irena Kaciałowicz
Zdjęcia: Julia Szabłowska
Redaktorze: Arkadz Nieściarenka
Tłumaczenie: Katarzyna Szwedo
Tekst: Irena Kaciałowicz
Zdjęcia: Julia Szabłowska
Redaktorze: Arkadz Nieściarenka
Tłumaczenie: Katarzyna Szwedo
© 2021