Siostry z aresztu
„Dzieliłyśmy się nawet bielizną"
Siostry z aresztu
„Dzieliłyśmy się nawet bielizną"
Bohaterki cyklu zdjęć „Siostry" to pięć dziewczyn, które zostały zatrzymane podczas Marszu Kobiet 26 września 2020 roku i trafiły do jednej więziennej celi. Jednak to straszne doświadczenie ich nie złamało, ale wzmocniło i pomogło odzyskać wiarę w ludzi. Dziewczyny stały się za kratami prawdziwą rodziną – wspierały się wzajemnie i pomagały sobie, jak tylko mogły. Dzięki takim kobietom na Białorusi narodziła się nowa społeczna więź – siostrzana i to właśnie ją w swoim fotoreportażu pokazał Siarhiej Leskieć.
Bohaterki cyklu zdjęć „Siostry" to pięć dziewczyn, które zostały zatrzymane podczas Marszu Kobiet 26 września 2020 roku i trafiły do jednej więziennej celi. Jednak to straszne doświadczenie ich nie złamało, ale wzmocniło i pomogło odzyskać wiarę w ludzi. Dziewczyny stały się za kratami prawdziwą rodziną – wspierały się wzajemnie i pomagały sobie, jak tylko mogły. Dzięki takim kobietom na Białorusi narodziła się nowa społeczna więź – siostrzana i to właśnie ją w swoim fotoreportażu pokazał Siarhiej Leskieć.
Dokumentalista z Mołodeczna
Dokumentalista z Mołodeczna
Wydarzenia z 9 sierpnia podzieliły historię naszego narodu na „przed" i „po". Byliśmy zmęczeni przemocą i kłamstwem, zmęczeni życiem spowitym totalnym złem, a tłumaczenie „sami wiecie, jak jest…" przestało działać. Może właśnie dlatego ubiegłoroczna kampania wyborcza była inna. Pojawiła się nadzieja na zmianę, ludzie czekali na prawdę, pragnęli dialogu. Niestety odpowiedzią na te nadzieje stały się aresztowania, gumowe kule i granaty hukowe. Takiej ilości strzałów i wybuchów Mińsk nie widział najpewniej od czasów ostatniej wojny. Ciężko było patrzeć na zabitych i okaleczonych, na te tysiące aresztowań.

Historycy, politolodzy i naukowcy z pewnością będą szukać odpowiedzi na pytanie, jak to się stało, że białoruskie protesty przybrały kobiecą postać. Bohaterki mojej serii to zaledwie pięć osób spośród dziesiątek tysięcy aresztowanych. Dla mnie stały się one prawdziwym symbolem zmian w białoruskim społeczeństwie. Odważne dziewczyny i kobiety, które wyszły na ulice, pomimo że było już wtedy wiadomo, co je czeka, jeśli trafią do więzienia. Zrobiły to, bo wiedziały, że nie ma już odwrotu. Jedyne, co chciałbym dodać: Białoruś jest moja, wolność jest moja, rewolucja jest moja.
Swieta
Swiatłana za kratkami świętowała swoje urodziny.

– Aresztowali nas wszystkie 26 [września 2020 r.], przewieźli najpierw na komisariat, a stamtąd do aresztu przy ul. Akreścina. Nie byłyśmy w jednej celi, siostry (Alinę i Aryszę – belsat.eu) spotkałyśmy na procesie. Po rozprawie zabrano nas wszystkie do Żodzina. I tam już trafiłyśmy do jednej celi. Sześć dziewczyn. Każdej z nas zasądzono inną liczbę dni. Ja dostałam dziewięć, a Alina i Arysza po siedem czy osiem. Więc kiedy zostaliśmy tylko ja i Wika, do naszej celi trafiały już kolejne dziewczyny. I żadnej taryfy ulgowej – wspomina Swieta.
Swiatłana za kratkami świętowała swoje urodziny.

– Aresztowali nas wszystkie 26 [września 2020 r.], przewieźli najpierw na komisariat, a stamtąd do aresztu przy ul. Akreścina. Nie byłyśmy w jednej celi, siostry (Alinę i Aryszę – belsat.eu) spotkałyśmy na procesie. Po rozprawie zabrano nas wszystkie do Żodzina. I tam już trafiłyśmy do jednej celi. Sześć dziewczyn. Każdej z nas zasądzono inną liczbę dni. Ja dostałam dziewięć, a Alina i Arysza po siedem czy osiem. Więc kiedy zostaliśmy tylko ja i Wika, do naszej celi trafiały już kolejne dziewczyny. I żadnej taryfy ulgowej – wspomina Swieta.
Alina i Arysza
Dziewczyny do dziś z trudnością wracają pamięcią do tamtych wydarzeń. Ale co najważniejsze, każda z nich czuła ogromne wsparcie ze strony przyjaciół i bliskich.

– Moi rodzice przygotowali prawdziwą niespodziankę. Dzień wyjścia na wolność przypominał urodziny. Mnóstwo przyjaciół, ogromna flaga, balony i tyle słodyczy. Płakałyśmy ze zdziwienia i szczęścia.

Alina ma dopiero 18 lat, może dlatego dla starszej od niej Aryszy zatrzymanie było dużo bardziej traumatycznym przeżyciem.

– Zanim przewieziono nas do więzienia w Żodzinie, nie mogłam się doczekać, kiedy zobaczę Alinę. Cały czas płakałam, błagałam o przeniesienie siostry do mnie. To uczucie pozostało do tej pory. Nie wiem, jak to wszystko opisać słowami: powitanie nas po wyjściu z aresztu, te wszystkie okropności, przez które przeszłyśmy w ciągu tamtych siedmiu dni, nasze uczucia, reakcja rodziców i przyjaciół, gdy dowiedzieli się, gdzie jesteśmy. Wiem jedno: mam dość życia w takim syfie. Naród chce wstać, a oni krzyczą „leżeć!".
Dziewczyny do dziś z trudnością wracają pamięcią do tamtych wydarzeń. Ale co najważniejsze, każda z nich czuła ogromne wsparcie ze strony przyjaciół i bliskich.

– Moi rodzice przygotowali prawdziwą niespodziankę. Dzień wyjścia na wolność przypominał urodziny. Mnóstwo przyjaciół, ogromna flaga, balony i tyle słodyczy. Płakałyśmy ze zdziwienia i szczęścia.

Alina ma dopiero 18 lat, może dlatego dla starszej od niej Aryszy zatrzymanie było dużo bardziej traumatycznym przeżyciem.

– Zanim przewieziono nas do więzienia w Żodzinie, nie mogłam się doczekać, kiedy zobaczę Alinę. Cały czas płakałam, błagałam o przeniesienie siostry do mnie. To uczucie pozostało do tej pory. Nie wiem, jak to wszystko opisać słowami: powitanie nas po wyjściu z aresztu, te wszystkie okropności, przez które przeszłyśmy w ciągu tamtych siedmiu dni, nasze uczucia, reakcja rodziców i przyjaciół, gdy dowiedzieli się, gdzie jesteśmy. Wiem jedno: mam dość życia w takim syfie. Naród chce wstać, a oni krzyczą „leżeć!".
Dzijana
Dzijana przeżyła to doświadczenie na swój własny sposób. Natychmiast po wyjściu z aresztu 18-latka rzuciła studia i zaczęła spędzać więcej czasu z młodszym bratem i matką. To, co jej się przytrafiło, Dzijana opisuje jako brutalne zderzenie idealizmu młodości z bezprawiem władzy.

Dzięki dziewczynom Dzijana zdecydowała o swojej przyszłości. Decyzję o porzuceniu studiów, które jej nie odpowiadały, dziewczyna podjęła jeszcze przed tym, jak trafiła do aresztu. Teraz przygotowuje się do przeprowadzki na Zachód, gdzie planuje kontynuować naukę.
Dzijana przeżyła to doświadczenie na swój własny sposób. Natychmiast po wyjściu z aresztu 18-latka rzuciła studia i zaczęła spędzać więcej czasu z młodszym bratem i matką. To, co jej się przytrafiło, Dzijana opisuje jako brutalne zderzenie idealizmu młodości z bezprawiem władzy.

Dzięki dziewczynom Dzijana zdecydowała o swojej przyszłości. Decyzję o porzuceniu studiów, które jej nie odpowiadały, dziewczyna podjęła jeszcze przed tym, jak trafiła do aresztu. Teraz przygotowuje się do przeprowadzki na Zachód, gdzie planuje kontynuować naukę.
Tacciana
Piąta z sióstr, Tacciana, jest prawniczką i ma trzyletnią córkę. To właśnie z powodu rozłąki z dzieckiem było jej w więzieniu najciężej. Ale nigdy nie dała słabości przejąć nad sobą kontroli. Wręcz przeciwnie – jako najstarsza z zatrzymanych, wspierała dziewczyny jak tylko mogła i dodawała im otuchy.
Piąta z sióstr, Tacciana, jest prawniczką i ma trzyletnią córkę. To właśnie z powodu rozłąki z dzieckiem było jej w więzieniu najciężej. Ale nigdy nie dała słabości przejąć nad sobą kontroli. Wręcz przeciwnie – jako najstarsza z zatrzymanych, wspierała dziewczyny jak tylko mogła i dodawała im otuchy.
Ja, Tacciana Drabyszeuskaja, przebywałam w areszcie przy ul. Akreścina i w więzieniu w Żodzinie w sumie sześć dni. Mój adwokat odwołał się od decyzji o zasądzeniu mi dziewięciu dni aresztu – mam 3-letnie dziecko, więc ukaranie mnie aresztem w postępowaniu administracyjnym jest naruszeniem prawa. Teraz kontynuuję walkę z bezprawiem za pomocą wszelkich legalnych środków. Pomimo, że trafiłyśmy za kraty, to nie udało się im zabrać nam wolności, która w nas drzemie. W celi ćwiczyłyśmy jogę, starałyśmy się, aby panowała tam pozytywna atmosfera, a nawet robiłyśmy maseczki na twarz! A im nie uda się uciec od kary: nie można ukryć się przed sobą, przekupić swojego sumienia, kłamać patrząc sobie w oczy.
W areszcie w Żodzinie nie było ciepłej wody, dlatego dziewczyny nalewały wodę do butelek, czekały aż nagrzeje się do temperatury pokojowej, a potem pomagały sobie nawzajem w myciu włosów.

– Czytałyśmy książki na głos i zastanawiałyśmy się nad losami bohaterów, jakbyśmy to my miały je przeżyć. Organizowałyśmy sobie też trening psychologiczny, aby zredukować stres i przytulałyśmy się. Bywało, że zmuszałyśmy się wzajemnie do rozmowy. Dzijana była szczególnie milcząca, ale nawet ją udało się namówić do otwarcia się! Rozmawiałyśmy o naszych planach na najbliższą przyszłość, co będziemy robić po wyjściu na wolność. Wiem, że niektóre z tych planów zostały już zrealizowane. Ja na przykład uzyskałam od Ministerstwa Finansów odszkodowanie za bezprawne nałożenie na mnie aresztu. Swoją drogą pomogła mi w tym Dzijana, była świadkiem w sądzie i potwierdziła moje słowa o przemocy psychicznej – wyjaśnia Tacciana.
W areszcie w Żodzinie nie było ciepłej wody, dlatego dziewczyny nalewały wodę do butelek, czekały aż nagrzeje się do temperatury pokojowej, a potem pomagały sobie nawzajem w myciu włosów.

– Czytałyśmy książki na głos i zastanawiałyśmy się nad losami bohaterów, jakbyśmy to my miały je przeżyć. Organizowałyśmy sobie też trening psychologiczny, aby zredukować stres i przytulałyśmy się. Bywało, że zmuszałyśmy się wzajemnie do rozmowy. Dzijana była szczególnie milcząca, ale nawet ją udało się namówić do otwarcia się! Rozmawiałyśmy o naszych planach na najbliższą przyszłość, co będziemy robić po wyjściu na wolność. Wiem, że niektóre z tych planów zostały już zrealizowane. Ja na przykład uzyskałam od Ministerstwa Finansów odszkodowanie za bezprawne nałożenie na mnie aresztu. Swoją drogą pomogła mi w tym Dzijana, była świadkiem w sądzie i potwierdziła moje słowa o przemocy psychicznej – wyjaśnia Tacciana.
P. S.

Wika była szóstą współwięźniarką. Niemal natychmiast po wyjściu na wolność wyjechała na Ukrainę i nie brała udziału w sesji zdjęciowej, ale podzieliła się swoimi doświadczeniami.

– Siedziałyśmy jeszcze wtedy, kiedy paczki nie były zabronione. Już pierwszego dnia zostałam "gwiazdą" w celi, bo przyjaciołom udało się przekazać mi paczkę, gdy trzymali mnie jeszcze na komisariacie. Do tej pory nie wiem, jak one to przepchnęły. Miałam tam swoje kremy i nawet nitkę do zębów! Ale najważniejsze, że była tam czysta bielizna. Byłam człowiekiem z zapasowymi czystymi majtkami i postanowiłam podzielić się nimi z dziewczyną, której właśnie zaczęły się "krytyczne dni". Jak ona przez to płakała: za dwie godziny ją gdzieś przewiozą, a tu jeszcze to. Wyobrażacie sobie? A tu z pomocą przychodzą czyste majtki, które pozwoliły poczuć się choć trochę człowiekiem. Swoją drogą, tak samo było z papierem toaletowym. Dzięki moim przyjaciółkom mieliśmy rolkę na całą celę.

Wika podkreśla, że najwięcej dała jej relacja ze Swietą. Razem układały każdego dnia plan zadań, które sprawiły, że dni za kratami nie były stracone. Dziewczyny organizowały sobie praktyki czytelnicze i pisarskie, rozmawiały, wspierały się. By ciała lepiej zniosły wymuszony bezruch ćwiczyły jogę - kładąc ręczniki na betonową podłogę i zastępując hantle butelkami z wodą.

– Pomimo, że w areszcie bardzo brakowało czegoś ciepłego, domowego, przyjemnego, to i tak dzieliłam się wszystkim, co miałam. Lepiej od razu rozdać wszystko między dziewczyny i spędzić kilka minut w miłym towarzystwie zadowolonych koleżanek z celi, niż robić codzienne więzienne SPA w samotności – mówi dziewczyna uśmiechając się.

– Jeszcze jednak przyjemna rzecz. W mojej paczce była malutka gałązka lawendy. To była cząstka czegoś żywego, miała kolor i zapach. Bardzo się z niej cieszyłyśmy, dopóki nie wpadła do zupy. Wtedy już nie była taka ładna. Za to się pośmiałyśmy.

Nie wiem, jak wytrzymują tam ludzie wtrąceni do izolatek. Bo bez względu na różny wiek i doświadczenia, byłyśmy razem i wspierałyśmy się. Trzymanie się razem tej najważniejsze!