Bito go celowo w tył głowy i kręgosłup. – Uratowało mnie to, że w busie nie było na tyle miejsca, żeby się obrócić – wspomina Wasil. – Odwrócili mnie i zaczęli po mnie chodzić. Zrozumiałem wtedy, że muszę jakoś się ratować. Zostałem schwytany, trzeba było działać.
Były spadochroniarz tłumaczy, że mundurowi chcieli słyszeć krzyki i jęki, dlatego zaczął powtarzać: „Wystarczy, chłopaki, wystarczy". Kiedy przestali bić, kazali Wasilowi zdjąć tzw „tielniaszkę" (koszulkę w paski będącą częścią stroju żołnierskiego) i rozerwali ją na strzępy. Potem mężczyznę przewieziono do aresztu przy ulicy Akreścina. Nie został tam pobity, obiecywano nawet, że wezwą lekarza, ale to nigdy nie nastąpiło. Odbył się proces, po którym Wasila odesłano do aresztu śledczego w Żodzinie na 14 dni.