Wadzim, podobnie jak setki innych osób zatrzymanych w pierwszych dniach powyborczych protestów, opuścił Białoruś. Przed rozmową chłopak jest zdenerwowany, pali papierosa za papierosem i długo się waha: rozmawiać z nami anonimowo czy pod swoim imieniem. Na Białorusi zostawił rodzinę i właściwie całe jego dotychczasowe życie, do którego chciałby kiedyś wrócić. Na początku odpowiada krótko, urywkami: „No, bili", „Nie ma o czym mówić – innych bili znacznie mocniej". Obrażenia po pobiciu po prostu „bolały". Tym, co Wadzim wspomina najgorzej, było nieopisane uczucie przerażenia, jakiego chłopak nigdy dotąd nie odczuł.