KAZALI ZDJĄĆ KOSZULKĘ
I WYTRZEĆ NIĄ KAŁUŻĘ MOJEJ WŁASNEJ KRWI
Mikałaj Bondar, mieszkaniec Mińska
KAZALI ZDJĄĆ
KOSZULKĘ I
WYTRZEĆ NIĄ
KAŁUŻĘ MOJEJ
WŁASNEJ KRWI
Mikałaj Bondar, mieszkaniec Mińska
Mikałaja, jak wielu innych, w celu zatrzymania milicjanci wyciągnęli z jego własnego samochodu. Kiedy stał na światłach, mundurowy zauważył białą wstążkę na ręce Mikałaja. Mężczyzna w mundurze drogówki kazał mu się zatrzymać, w stronę auta szło już sześciu innych milicjantów. Mikałaj postanowił uratować swoich pasażerów – odjechał kilka metrów i umożliwił im ucieczkę. Za ten czyn człowiek został brutalnie pobity.
Mikałaja, jak wielu innych, w celu zatrzymania milicjanci wyciągnęli z jego własnego samochodu. Kiedy stał na światłach, mundurowy zauważył białą wstążkę na ręce Mikałaja. Mężczyzna w mundurze drogówki kazał mu się zatrzymać, w stronę auta szło już sześciu innych milicjantów. Mikałaj postanowił uratować swoich pasażerów – odjechał kilka metrów i umożliwił im ucieczkę. Za ten czyn człowiek został brutalnie pobity.
Funkcjonariusze rozbili reflektory i szyby samochodu, przebili koła. Jeden z milicjantów wyciągnął telefon i zaczął nagrywać. – Powiedz „Kocham OMON!" – usłyszał Mikałaj. Podejrzewa, że organy ścigania mają jakąś zamkniętą grupę, gdzie udostępnia się takie filmy i chwali się przed sobą nawzajem.
Funkcjonariusze rozbili reflektory i szyby samochodu, przebili koła. Jeden z milicjantów wyciągnął telefon i zaczął nagrywać. – Powiedz „Kocham OMON!" – usłyszał Mikałaj. Podejrzewa, że organy ścigania mają jakąś zamkniętą grupę, gdzie udostępnia się takie filmy i chwali się przed sobą nawzajem.
Wsadzili go do busa i bili, krzycząc przy tym: „Dlaczego nie szanujesz milicjantów?". Potem trafił do milicyjnej więźniarki. Na podłodze twarzą do ziemi leżeli już inni ludzie, co jakiś czas funkcjonariusze ich bili. Mikałaj wciąż krwawił – na podłodze pojawiła się duża czerwona plama. Milicjanci kazali mu zdjąć ubranie i wytrzeć nim krew. Następnie mężczyzna i reszta zatrzymanych musieli biec przez „korytarz" funkcjonariuszy do innej więźniarki, która miała zabrać ich do aresztu przy ul. Akreścina. Mikałajowi udało się na jakiś czas zatamować krwawienie.

Zatrzymani mieli wybiegać z więźniarki przez taki sam „korytarz" śpiewając jednocześnie hymn narodowy. Potem nakazano im klęczeć z głową w dół. Mikałaj poczuł, że traci przytomność, za co dostał kilka ciosów pałką. Jeden z milicjantów pozwolił mu podnieść głowę, ale niemal natychmiast pojawił się OMON-owiec.

– Kto pozwolił? Twarzą do ziemi! – i uderzył Mikałaja kilka razy w plecy.

Mężczyzna znów położył głowę na ziemi. Zaczął rwać trawę i wpychać ją sobie do nosa, aby w ten sposób zatamować krwawienie. Znowu źle się poczuł i jeden ze strażników pozwolił mu się wyprostować. Siedem minut później podszedł ten sam OMON-owiec, co wcześniej i zaczął bić mężczyznę po głowie. Mikałaj próbował zasłonić się ręką, ale na próżno.

Mężczyzna doszedł do siebie dopiero w karetce pogotowia, która przyjechała do aresztu przy ul. Akreścina. Drzwi pojazdu były otwarte, obok stał milicjant.

– No co, pomogłaś mu już odzyskać przytomność? – powiedział do ratowniczki.

Ale ta oświadczyła, że zabiera pacjenta ze sobą.
Wsadzili go do busa i bili, krzycząc przy tym: „Dlaczego nie szanujesz milicjantów?". Potem trafił do milicyjnej więźniarki. Na podłodze twarzą do ziemi leżeli już inni ludzie, co jakiś czas funkcjonariusze ich bili. Mikałaj wciąż krwawił – na podłodze pojawiła się duża czerwona plama. Milicjanci kazali mu zdjąć ubranie i wytrzeć nim krew. Następnie mężczyzna i reszta zatrzymanych musieli biec przez „korytarz" funkcjonariuszy do innej więźniarki, która miała zabrać ich do aresztu przy ul. Akreścina. Mikałajowi udało się na jakiś czas zatamować krwawienie.

Zatrzymani mieli wybiegać z więźniarki przez taki sam „korytarz" śpiewając jednocześnie hymn narodowy. Potem nakazano im klęczeć z głową w dół. Mikałaj poczuł, że traci przytomność, za co dostał kilka ciosów pałką. Jeden z milicjantów pozwolił mu podnieść głowę, ale niemal natychmiast pojawił się OMON-owiec.

– Kto pozwolił? Twarzą do ziemi! – i uderzył Mikałaja kilka razy w plecy.

Mężczyzna znów położył głowę na ziemi. Zaczął rwać trawę i wpychać ją sobie do nosa, aby w ten sposób zatamować krwawienie. Znowu źle się poczuł i jeden ze strażników pozwolił mu się wyprostować. Siedem minut później podszedł ten sam OMON-owiec, co wcześniej i zaczął bić mężczyznę po głowie. Mikałaj próbował zasłonić się ręką, ale na próżno.

Mężczyzna doszedł do siebie dopiero w karetce pogotowia, która przyjechała do aresztu przy ul. Akreścina. Drzwi pojazdu były otwarte, obok stał milicjant.

– No co, pomogłaś mu już odzyskać przytomność? – powiedział do ratowniczki.

Ale ta oświadczyła, że zabiera pacjenta ze sobą.
Rysunek Mikałaja
Dziedziniec aresztu na Akreścina, na dole karetki pogotowia, niczym anioły ze skrzydłami.
Dziedziniec aresztu na Akreścina, na dole karetki pogotowia, niczym anioły ze skrzydłami.
Kiedy w szpitalu Mikałaja zobaczył lekarz, krzyknął: „Wpadłeś pod pociąg?!". Po badaniach mężczyzna wypisał się na swoje życzenie. Nie chciał być hospitalizowany, ale w domu dochodził do siebie jeszcze dwa tygodnie.
Kiedy w szpitalu Mikałaja zobaczył lekarz, krzyknął: „Wpadłeś pod pociąg?!". Po badaniach mężczyzna wypisał się na swoje życzenie. Nie chciał być hospitalizowany, ale w domu dochodził do siebie jeszcze dwa tygodnie.