Mikałaj jest jednym z dziesiątków ludzi, którzy zostali zatrzymani na pustych ulicach, kiedy właśnie wracali do domu. Ręka chłopaka była owinięta w biały bandaż. Po drodze natknął się na funkcjonariuszy OMON-u, a gdy ci zobaczyli opatrunek powiedzieli: „Wszystko jasne, zabieramy".
Podczas gdy mundurowi zatrzymywali inne osoby, Mikałaj miał siedzieć na krawężniku. Chłopak odniósł wrażenie, że oddziałowi mundurowych z góry narzucono, ile osób powinni zatrzymać, bo zabierali przypadkowe osoby. Na przykład mężczyznę, który wyszedł w kapciach na stację benzynową, żeby kupić piwo.