Tak wyglądał Maksim podczas niedzielnego protestu zaraz po wyjściu na wolność. Starsi ludzie podchodzili do niego z niedowierzaniem, myśleli, że niebieskie ślady to farba.
Maksimowi udało się nagrać pobicie w szpitalu obwodowym. Zdiagnozowano u niego złamanie kręgosłupa. Śledcza namówiła go do złożenia skargi do Komitetu Śledczego. Gdy to zrobił, służby zaczęły go szukać. Milicjanci wydzwaniali nie tylko do rodziny i przyjaciół, ale także do lekarzy, a nawet do wolontariuszy, których Maksim spotkał przed budynkiem aresztu. Znajomi ostrzegli Maksima, że homelska milicja nadal uważa go za organizatora protestów. To był decydujący czynnik. Razem z przyjacielem wyjechali do Polski.
– I tak mamy szczęście – mówi mężczyzna. – Białoruskiej straży granicznej powiedzieliśmy, że będziemy starać się o azyl. Długo się zastanawiali, a potem nas przepuścili bez żadnych dodatkowych pytań.