Kirył wyszedł na ulice po ogłoszeniu oficjalnych wyników wyborów, ale nie uczestniczył w proteście. Widział, jak funkcjonariusze przy użyciu siły i używając broni próbowali rozpraszali pokojowe demonstracje. Został zatrzymany przy wyjściu ze sklepu. Mężczyzna wykonywał wszystkie polecenia milicji, ale to nie uchroniło go przed pobiciem. Jak mówi, w milicyjnej więźniarce bito wszystkich.
– No a w areszcie przy ul. Akreścina biła cała kolumna milicjantów. Kazali nam stać „mordą do ziemi", nie mogliśmy podnieść wzroku. Bili nas, każdy dostał po siedem-osiem ciosów – mówi Kirył.
Potem zmuszono ich do stania na baczność godzinami. Tych, którzy próbowali się kłócić lub po prostu nie podobali się OMON-owcom i funkcjonariuszom w cywilnych strojach, prowadzono do sąsiednich pomieszczeń i bito z ogromnym okrucieństwem. Byli tam mężczyźni i kobiety. Kirył twierdzi, że jedna z zatrzymanych dziewczyn została zgwałcona. Nic nie widział, bo bał się poruszyć. – Słyszałem jej głos, krzyczała „Zostawcie mnie, co robicie!". Było jasne, że to nie było zwykłe pobicie.