Gdy dotarli na miejsce, funkcjonariusze kontynuowali bicie, ale jak mówi Aleś, miał szczęście, bo w przeciwieństwie do innych, nie zaprowadzono go na dziedziniec. Otrzymał jednak silne ciosy w okolice krocza, przez które musiał być potem hospitalizowany. Milicjanci pomalowali muzykowi markerem twarz. Po pobycie w bazie OMON-u, Aleś trafił na komisariat. Tam grożono mu sprawą karną i nazwano „koordynatorem protestu". Ale potem jeden z funkcjonariuszy w cywilnym stroju przepraszał go tłumacząc, że się pomylił.
Przed procesem muzyka przeniesiono do aresztu tymczasowego. W celi nie było papieru toaletowego, jedzenia ani wody w kranie.