"Las to nie miasto, tu wszystko widać" - prowadzi nas leśną ścieżką Mikałaj, który od 26 lat mieszka w głębi Puszczy Białowieskiej. Naukowiec uczy nas odróżniać ślady wilka, psa i sarny. |
Jedziemy dalej: robotnicy leśni palą igliwie i pnie drzew. W ten sposób walczą z kornikami. "Gdy tylko położą drogę, żadnej przyrody już nie zostanie", – komentują budowę miejscowi. |
Po znakach trafiamy do obozu, w którym jeszcze całkiem niedawno musieli mieszkać ludzie. Materac jest mocno zwinięty i schowany pod folią, na stole niedojedzona otwarta sałatka, a w torebce na drzewie wiszą surowe ziemniaki. "To Ukraińcy przychodzą tu zbierać jagody i grzyby. Mieszkają w takich obozach kilka dni i zostawiają tu swoje śmieci", - tłumaczą nam miejscowi. Tak samo mówią w leśnictwie rubryńskim, które podlega pod nadleśnictwo w Miłoszewiczach. |
"Już na początku kwietnia przychodzimy i patrzymy, czy latają. Jeśli one tam pracują, to niech pracują. Jeśli nie, to trzeba oczyścić barć, wybrać zgniliznę". Najsłynniejszym bartnikiem we wsi jest nasz dziadek Iwan. Z wielką radością prowadzi nas na tylne podwórze, pokazać swoje ule. Z bliska wyglądają jak wielkie sosnowe pnie obite blachą. Chroni ona ule przed żołną pszczołojadem i kuną. Iwan Ryhorawicz ma w lesie około 50 barci, a kilka dodatkowych stoi przy chacie. Zazwyczaj sezon zaczyna się tu pod koniec kwietnia i trwa do końca października. |